Przeglądam internet szukając informacji o tym, czy i jak instytucje samorządowe i rządowe reagują na sygnalizowany kryzys ekonomiczny, który będzie wywołany działaniem dwóch czynników: koronawirusem i suszą. Co ciekawe nikt nie zastanawia się, że skoro roczne sumy opadów specjalnie się nie zmieniają, to jednak kiedyś ten deszcz spadnie i nadrobimy – w sposób nagły – brak opadów z zimy. Czyżbym był pierwszym w tym roku, który straszy powodzią? Próbuję z masy komunikatów wyciągnąć jakieś wnioski dla gospodarki wodnej i dla najbardziej mnie interesujących spraw związanych z wodami opadowymi w miastach. Jest o czym myśleć, bo w mediach aż huczy od suszy na przemian z klimatem. Oto więc swoista „mieszanka krakowska” różnych komunikatów medialnych z ostatnich tygodni dotyczących szeroko pojętej branży wod-kan i gospodarki wodnej.
Zaczęło się w ten sposób:
„Mimo pewnych problemów, woda z wodociągów jest bezpieczna, a kanalizacja na razie działa w Polsce sprawnie.”
„Przedsiębiorstwa dzielą pracowników na grupy, które unikają wzajemnych kontaktów, dbają o higienę, unikają mogących poczekać prac.”
Pojawił się także temat – skądinąd ważny, ale czy na pewno teraz – rękawiczek i chusteczek:
„Chusteczki i rękawiczki zatykają kanalizację. To nieodpowiedzialne.(…).Zaczynają się problemy z zatykaniem się sieci kanalizacyjnej, bowiem konsumenci wyrzucają w większych ilościach chusteczki nawilżane, a nawet lateksowe, jednorazowe rękawiczki.”
Przetykany był odpowiedziami na pytania, czy wirus może przedostać się do wody pitnej w kranach. Potem wszedł temat inwestycji:
„Mimo pandemii wykonawcy kontynuują prace. Inwestycje prowadzone są zgodnie z planem, szykujemy kolejne przetargi na następne modernizacje, tak, żeby to, co zaplanowaliśmy na 2020 rok się odbyło” – poinformował prezes Łódzkiej Spółki Infrastrukturalnej (ŁSI) Tomasz Piotrowski.”
„Jeśli któreś inwestycje należy kontynuować to te, na które mamy unijne dotacje – mówi Krzysztof Mączkowski, skarbnik Łodzi i przewodniczący Komisji Skarbników Unii Metropolii Polskich.”
A następnie doszła susza:
„Kolejny kataklizm nadciąga: coraz bardziej prawdopodobna rekordowa susza!”
„Hiszpanie w czasie pandemii borykają się dodatkowo z powodzią… Dwa kataklizmy naraz to scenariusz, który zdaje się też coraz bardziej realny także dla Polski. Według danych bardzo prawdopodobna jest w nadchodzących miesiącach susza.”
(uwaga o powodzi jakoś się nie przebiła)
„Wody Polskie przeznaczą w tym roku 400 mln na przedsięwzięcia zapobiegające suszy.”
I zmiana nastroju w sprawach inwestycji:
„Warszawski urząd zmienia zdanie. Koniec z inwestycjami komunalnymi”
W tym samym czasie wodociągi w dużych miastach obserwują spadek sprzedaży (wyjazdy studentów, zero ruchu turystycznego), co dla branży nie jest dobrą wiadomością.
W planach Ministerstwa Żeglugi przebrzmiewa wciąż idea wielkich zbiorników zaporowych. Rodzi to obawy, czy rząd nie będzie chciał tą – z punktu widzenia gospodarki wodnej kraju – nieskuteczną metodą walczyć o retencję i rozruszanie gospodarki na raz? W tym przypadku wydatki pójdą w miliardy, rozciągną się na wiele lat, a efekty będą żadne o ile nie negatywne. Opłaty za usługi wodne i wody opadowe byłyby niestety zmarnowane.
Obserwować też można wzmożenie medialne i coraz bardziej profesjonalny PR Wód Polskich. Trudno z niego wyciągnąć jednak, co tak naprawdę ta instytucja chce zrobić: mała retencja, renaturyzacja, łąki kwietne zmieszane ze zbiornikami wielofunkcyjnymi (o tych wiadomo że nie działają – łączenie funkcji przeciwpowodziowej z przeciwdziałaniem suszy w jednym zbiorniku to nie jest przepis na sukces) i wielką potwornie kosztowną hydrotechniką. Jak trudno w tej instytucji przekonać kogoś do dobrych pomysłów! Wiedzą o tym dobrze naukowcy alarmujący w sprawach klimatu, ale też mądrzy ekolodzy obserwujący od lat Polskie rzeki. Hydrotechnika już dawno zapomniała czym jest naturalna rzeka i nie ma siły przeciwstawić się mocarstwowym pomysłom gospodarczym sprzed wieków, mocno propagowanym za czasów PRL, a nie przystających do dzisiejszych wyzwań. Przy tym instytucję tę cechuje notoryczny brak pieniędzy i opóźnienia w procedurach (spróbujcie Państwo dostać pozwolenie wodnoprawne!) oraz poważna rewolucja kadrowa. Mamy więc do czynienia z zarządzaniem zmianą – oby korzystną, ale z podejściem raczej na starych zasadach, za to z odmłodzonym PR.
Tymczasem Ministerstwo Klimatu ogłosiło konkurs dotyczący zielono-niebieskiej infrastruktury w miastach z funduszy norweskich przeznaczając – 100 mln PLN na jego pierwszą edycję. Chciałoby się przyklasnąć tylko ta kwota…jakoś brakuje tak jednego rzędu wielkości. No ale jest to ruch pozytywny – kolejny po działaniu 2.1 POIŚ konkurs o dofinansowanie projektów „deszczowych” w miastach, niosących na sztandarze zielono-niebieską infrastrukturę. Tutaj wydaje się, ze kierunek może już obrano, i najbliższe miesiące to czas, w którym parę kolejnych dobrych projektów uda się rozpocząć.
Już teraz zachęcamy do pracy z nami: w każdej edycji z sukcesem pomagamy w pozyskaniu pieniędzy dla kolejnych miast: Bydgoszcz, Łódź, Pruszcz Gdański – to niektóre z przykładów.
Rodzi się po tym wszystkim jednak najważniejsze dla mnie pytanie: jak jako branża odpowiemy na wyzwania nadchodzącego kryzysu? Czy branża ma rzeczywiście siłę i jej głos może być słyszalny? Czy prezesi wodociągów z odwagą wejdą w zarządzanie wodami deszczowymi w miastach, czy też brak strony przychodowej będzie tutaj barierą i pretekstem do omijania tego trudnego tematu?
Jest to wyjątkowy czas, z pewnością czas szansy dla tych, którzy przebiją się z mądrymi rozwiązaniami lub zbiorą na odwagę i zaryzykują. Ale przebić się z dobrymi i rozsądnymi pomysłami w tym szumie przerażających informacji i przy braku pieniędzy w budżetach miast wcale nie jest łatwo.
W tej sytuacji proponuję trzy kierunki myślenia
1) Brak pieniędzy na inwestycje, może być dobrym czasem na przygotowanie się do całościowego zarządzania deszczówką w miastach. W tym czasie można przygotować projekty – konkursy są dla tych, którzy są przygotowani
A w nowej perspektywie pieniędzy na adaptację do zmian klimatu, a więc i deszczówkę w miastach powinno być więcej. Na pewno jest teraz dobra atmosfera na przejmowanie odpowiedzialności za tę część gospodarki wodnej przez ludzi z pomysłem i determinacją, widzących w wodzie szansę, a nie zagrożenie. Znam już kilkanaście takich miast, z powodzeniem podejmujących trudne wyzwanie mądrego, kompleksowego zarządzania deszczówką: od Bydgoszczy, przez Lubin, Turek po Rumię, by wymienić chociaż kilka.
2) Drugi obszar – digitalizacja
Nasza branża nie jest zbytnio zdigitalizowana. Koronawirus bardzo mocno to objawia. Jeśli nie brać pod uwagę większych wiodących wodociągów, jest z tym wręcz bardzo słabo. Od monitoringu, przez zdalną pracę po bieżącą komunikację trudno mówić o kompleksowym nowoczesnym podejściu. Zmodernizowaliśmy oczyszczalnie, pobudowaliśmy kanalizację, wszędzie widać jednak jak mocno branża opiera się o „starych doświadczonych pracowników, którzy jeszcze ten system znają”. Jak długo? Warto wdrażać systemy do zarządzania majątkiem wod-kan-deszcz oraz do zarządzania opłatami związanymi z wodami opadowymi: do Wód Polskich i pobieranymi od mieszkańców. Więcej o tym na stronach RetencjaPL pod hasłem GIShub.
3) I wreszcie trzeci obszar: dane. Jeśli nic nie możesz robić, zbieraj chociaż dane. Ucz się swojego systemu
Patrz gdzie wylewa, gdzie najdotkliwsza jest susza. Notuj, fotografuj, sprawdzaj poziom, przepływ. Może warto chociaż zainstalować deszczomierz i korelować jego wskazania o lokalnym opadzie z przepływami i podtopieniami? To bezcenna wiedza o systemie, a wydatek niewielki.
Zajrzyj też na stronę atlaspanda.pl i zastanów, czy nie warto chociaż zweryfikować danych o opadach, na bazie których codziennie projektowane są rozwiązania w mieście i wydawane warunki techniczne?
A dla rządzących ośmielę się mieć jedną radę: spójrzcie Państwo najpierw na stawki za opłatę stałą za odprowadzanie wód opadowych do wód i opłatę za utraconą retencję. Obie te opłaty nie funkcjonują, bo ich wysokość jest błędnie określona. Przychody prawdopodobnie nie pokrywają nawet kosztów zbierania. Brak też definicji retencji, a ulgi za posiadanie retencji dobrane są z kosmosu. Może więc lekka korekta prawa?
Susza, powódź, klimat – to wielkie słowa, na które odpowiedź jest przeważnie sumą małych działań, wdrażanych konsekwentnie, w rozproszeniu, przez lata. Z uporem i mądrością i to nie w jednej branży, ale także w leśnictwie, planowaniu przestrzennym, w architekturze, drogownictwie, rolnictwie…. Odbywać się to powinno przy równoczesnej modernizacji branży i edukacji samorządów. Z punktu widzenia samorządów na początek dobrą odpowiedzią na kryzys i jego wyzwania mogłaby być analiza stanu istniejącego: instytucjonalna i chociaż zgrubne określenie stanu systemu odwodnienia. Jeśli udałoby się przygotować i skorzystać z funduszy zewnętrznych – dalsze działanie byłoby wsparte programem finansującym zielono-niebieską infrastrukturę i retencję w miastach.
No i wreszcie po stronie władz centralnych: dobry plan to odstąpienie od regulacji rzek i promowanie budowy niewielkich zbiorników retencyjnych w terenach leśnych i rolniczych poza korytami rzecznymi. Do tego maksymalna możliwa ochrona mokradeł, terenów leśnych w górach i zasobów wód podziemnych.
Brzmi wszystko trochę nierealnie, jak marzenie?
Wody raczej nigdy nie jest „w sam raz”. Rzeczywistość brutalnie nas zweryfikuje. Suszą lub powodzią. Prędzej czy później, ale na pewno.
Na koniec zwyczajowo link do filmiku: https://www.youtube.com/watch?time_continue=6&v=rWBgtQZGFO0&feature=emb_logo
Informacje prasowe zaczerpnąłem głównie z Portalu Samorządowego.
Autor wpisu: Jacek Zalewski, RETENCJAPL (o autorze)