Podtopienia miast są bezpośrednią konsekwencją intensywnych deszczy nawalnych. Ich skutki nie byłyby tak dotkliwe, gdyby miasta budowały zbiorniki retencyjne, odwołując się do danych współczesnych, a nie danych… zebranych ponad sto lat temu. Zbiorniki retencyjne, czyli sztuczne jeziora mające stabilizować stan wody i równoważyć ją w lokalnym środowisku.
Ale od stu lat wiele się zmieniło, a przede wszystkim nasz klimat i infrastruktura miast. Jest coraz mniej terenów zieleni oraz miejsc, gdzie woda może swobodnie wsiąkać w ziemię. Zastąpiliśmy je betonem, asfaltem, utwardzoną powierzchnią. Więc dane są mocno nieaktualne.
Wadliwość modelu Błaszczyka
Dodatkowo w większości przypadków o wielkości zbiorników retencyjnych oraz kanalizacji burzowej decydują wyliczenia wysokości opadów używane w projektowaniu, dokonywane na podstawie tzw. modelu Błaszczyka.
Zgodnie z informacjami opublikowanymi na portalu Retencja.pl, jest to model „który wykorzystuje się m.in. do wymiarowania kanalizacji i projektowania objętości zbiorników retencyjnych, zabezpieczających przed podtopieniami i powodziami”. Eksperci RetencjaPL do takich obliczeń podchodzą bardzo krytycznie. Dlaczego?
Niby wszystko brzmi poprawnie, ale jest jeden problem. Dane, w oparciu o które działa model Błaszczyka, zostały zebrane jeszcze w XIX wieku. Uwzględniają wyrywkowe dane na temat jego obszaru, zbierane tylko z jednego deszczomierza w Polsce centralnej. Od tego momentu nie dokonano ani jednej aktualizacji.
Eksperci krytykują stare metody
Jacek Zalewski – dyrektor działu realizacji projektów w RetencjaPL, który jest aktywnie zaangażowany w projekty „deszczówkowe” na terenie całej Polski – zauważa, że nie do końca wiadomo, w jaki sposób Błaszczyk stworzył wzór empiryczny do obliczania opadów. Model jest bardzo uproszczony. – Jego bezkrytyczne przyjęcie to jak zgodzenie się z tym, że w Zakopanym spada tyle samo deszczu, co na Kujawach lub nad Bałtykiem. A takie założenia to zwiększanie ryzyka powodzi i podtopień – obrazuje ekspert.
Pomimo tego, że wiedza na temat niedoskonałości modelu Błaszczyka i tworzonych przy jego wykorzystaniu systemów odwadniania miast jest powszechna, zdecydowana większość inwestorów nadal go używa.
Dlaczego nieaktualne metody są tak popularne?
Zalewski sugeruje, aby przyczyn szukać w sposobie organizacji przetargów i myśleniu inwestorów. Zastosowanie modelu Błaszczyka jest znacznie tańsze i łatwiejsze z ich punktu widzenia.
– Przetarg zazwyczaj wygrywa najtańszy projekt, a najtańsze rozwiązania opierają się właśnie na modelu Błaszczyka, ponieważ zaniża on wielkości opadów. Skoro najszybciej i najtaniej jest zrobić obliczenia metodami prymitywnymi, to robię i wygrywam przetarg. O wygraniu decyduje tak naprawdę cena. Większa liczba obliczeń, więcej zaangażowania w projekt, sprawdzanie różnych scenariuszy to automatycznie większa cena. Ale po co dokładać sobie pracy i kosztów skoro inwestorzy i urzędy akceptują prymitywne obliczenia i model Błaszczyka? – tłumaczy Jacek Zalewski.
Eksperci zalecają nowoczesne modele opadowe
Stosowanie modelu Błaszczyka jest więc obarczone znacznym ryzykiem. Jak powinno się projektować? Za alternatywne rozwiązanie można uznać model PANDa (Polski Atlas Natężeń Deszczów) i inne nowoczesne modele opadowe. To platforma z informacjami o natężeniach deszczów miarodajnych dla wszystkich 930 miast w Polsce. Uwzględnia dane na temat opadów z ostatnich 30 lat. Wyniki dostępne są on-line.
– Efektywne zarządzanie systemami odwodnieniowymi w miastach wymaga aktualnych, obiektywnych i niepodważalnych danych opadowych. 100 deszczomierzy użytych do stworzenia modelu pozwala na wyprowadzanie informacji lokalnych, przedstawianych w siatce 5 na 5 km. To jest istotne bo w jednym miejscu miasta pada, a w innym nie. U Błaszczyka jest tylko jeden obszar – mówi Zalewski.
Istotną różnicą pomiędzy modelem Błaszczyka, a modelem PANDa jest również uwzględniany czas trwania opadów. U Błaszczyka jest to do 180 min., a w modelu PANDa podstawą są dane dla opadów od 5 do 4320 min. (3 dni).
Modele takie jak PANDa, stosowane są od lat m.in. w Stanach Zjednoczonych (atlas NOAA) oraz w Niemczech (atlas KOSTRA). Są to rozwiązania, które z powodzeniem sprawdzają się w dużych miastach. Dzięki nim możliwa jest dokładniejsza ocena przyszłych zagrożeń w danym obszarze, a tym samym i lepsze planowanie działań prewencyjnych związanych z powodziami i podtopieniami.
W Polsce nowoczesnymi modelami opadowymi posługuje się zaledwie kilkanaście miast. Wskazuje to na skalę występującego problemu i konieczność budowania świadomości zarówno wśród inwestorów, władz miast, jak i ich mieszkańców.