Deszcze, powodzie i jakość wód w mniejszych miejscowościach – jakie działania może podjąć samorząd?

Według danych GUS powierzchnia gmin wiejskich i wiejskich części gmin miejsko-wiejskich stanowi ponad 90% terenu Polski. Mówimy tutaj zatem o większości powierzchni kraju, która znajduje się poza granicami administracyjnymi miast, a która narażona jest na powodzie i susze, coraz dotkliwsze na skutek zmian klimatu. W zarządzaniu wodami opadowymi, o ile w ogóle możemy mówić o takim zjawisku w skali kraju, skupiliśmy się dotychczas niemal wyłącznie na problemach miast.

 

Przykłady? Proszę bardzo, oto one:

 

FEnIKS, kluczowe narzędzie finansowania projektów z zakresu adaptacji do zmian klimatu, czyli Fundusz Europejski na Infrastrukturę, Klimat i Środowisko, właściwie kieruje finanse albo w sposób z góry oznaczony, na przykład na rzecz projektów bezkonkursowych realizowanych przez PGW Wody Polskie, albo w trybie konkursowym do większych miast (działanie FENX 01.02) lub do miast mniejszych (działanie FENX 02.04). Gminy wiejskie pomocy mogą szukać w programach metropolitalnych, i w funduszach marszałkowskich. Trudno tutaj o projekty o skali adekwatnej do potrzeb. Proponowane są głównie odtworzenia oczek wodnych czy stawów lub wsparcie programów dofinansowujących zakup przez mieszkańców zbiorników do przydomowych ogrodów – „beczek pod rynny”. Można powiedzieć, że w tym zakresie postawiono na popularyzowanie proekologicznych postaw, ale nie na rzeczywiste rozwiązywanie problemów.

 

Inny przykład: opłaty za utraconą retencję, wprowadzone w 2018 roku ustawą Prawo wodne, czyli za zabetonowanie znacznych powierzchni działek powyżej 3500 m2, dotyczą wyłącznie terenów miast. Inna rzecz, że są tak mizerne, że wielkość zebranych środków z trudem wystarczy miastom na znaczki pocztowe, aby powiadomić płatników o należnościach. Niemniej są. Tymczasem teren wiejski można zabetonować lub zabudować bez opamiętania, tak mocno, na ile tylko prawnicy zdołają wycisnąć z zapisów miejscowych planów zagospodarowania terenu odpowiadającą inwestorom interpretację. Króluje tutaj branża logistyczna, przede wszystkim gigantyczne centra logistyczne budowane pod dachem na wielu hektarach. W tej kategorii mieszczą się także place manewrowe, parkingi przy sklepach i kościołach, utwardzane drogi gminne lub leśne, czy rynki miasteczek.

 

Przykłady można mnożyć.

Z jakiś bliżej nieznanych przyczyn uznaje się, że świat dzieli się na miasta we władaniu samorządu, rzeki  we władaniu PGW Wody Polskie i resztę świata, która w naszej wyobraźni zarządzana jest albo przez Lasy Państwowe, albo przez rolników. Jak fałszywy to obraz można zorientować się przy rozmowie o podtopieniach i powodzi, lub wtedy, gdy w internecie zaczynają się pojawiać mapy miejsc, gdzie ze względu na suszę ograniczono pobór wody do picia lub podlewania.

 

Jakie zatem tematy powinny być obszarem zainteresowania władz mniejszych miejscowości – tych poniżej 20 tys. mieszkańców? Co w dobie zmian klimatu, narastającej nierównomierności opadów, kiedy to raz mamy ulewę a raz suszę, powinno budzić zainteresowanie wójtów, sołtysów czy prezesów niewielkich spółek komunalnych? Spróbuję poniżej zarysować kilka tematów:

 

 

  1. Współpraca z PGW Wody Polskie

Jest to najpoważniejszy obszar do poprawy. Współpraca rodzi się w bólach. Na ogół gminy traktowane są przez PGW WP jako partner, którego trzeba raczej pouczać niż z nim współpracować. Nieelastyczny i nieumiejętny sposób działania powoduje, że przygotowywane są wielkie programy budowy ochrony powodziowej, w których gminy nie są podmiotem współtworzenia programu, lecz przedmiotem ochrony przed powodzią. Na ogół konsultacje gotowych pomysłów z gminami mają marginalny wpływ na ich kształt. Wynika to także z braku kompetencji po stronie samorządu. Trudno się dziwić – jak miałby je nabyć? PGW WP nie gospodaruje natomiast na obszarze zlewni, a nawet często na brzegach cieków. Swą aktywność ogranicza do koryta cieków, do „działki pokrytej wodami”. Przyspieszony przez uszczelnianie terenu spływ wód opadowych ze zlewni do cieku staje się daną wejściową do wielkoskalowych programów przebudowy rzek czy budowy zbiorników, a nie kwestią, którą w sposób rzetelny trzeba się zająć i zarządzić. Widać to wyraźnie po kolejnych koncepcjach i programach, choćby tym ostatnio szeroko dyskutowanym dla ziemi kłodzkiej.

 

Gdy woda opadowa pochodząca z uszczelnionych, zabudowanych domami jednorodzinnymi czy drogami terenów, trafia do cieku, właściwie jest już za późno na powstrzymywanie jej spływu. Kreowane wizje budowy zbiorników retencyjnych na rzekach, mające na celu zatrzymanie powodzi w rzece poprzez jej przegrodzenie i infrastrukturalną przebudowę, natrafiają na – często słuszny – opór mieszkańców i organizacji wrażliwych na przyszłość środowiska w jakim przyjdzie żyć naszym dzieciom. Odziaływanie tych obiektów na środowisko i lokalny krajobraz, konieczne wysiedlenia są źródłem konfliktu, szczególnie wobec niepewnych lub częściowych tylko efektów, jakie mogą one zapewnić.  Czego brakuje? Według mnie na dzisiaj brakuje rzetelnego, silnego wsparcia samorządów przez konsultantów zajmujących się gospodarką wodną. PGW WP nie ma „sparing partnera”, nie ma z kim podjąć poważnego dialogu, a nie jest również zdolne do szerokiego wypracowania rozwiązań, które mogą być odpowiedzią na problemy zmian klimatu i destrukcji rzek. Opracowane projekty zbyt późno natrafiają na krytyczny osąd, a gminy nie radzą sobie w dialogu lub – co gorsze – nie widzą powodu, dla którego miałyby zajmować się ograniczaniem tempa spływu wód do cieków lub ochroną korytarzy naturalnych rzek. Widać pewne jaskółki zmian w podejściu, są one jednak tłumione lub mają ograniczony zasięg, także medialny.

 

  1. Współpraca z zarządcami dróg: powiatem, województwem, GDDKiA

Budowie dróg, ich poszerzaniu czy utwardzaniu towarzyszy przyspieszenie i zwiększenie odpływu deszczówki do odbiorników. W przypadkach wiejskich i mniejszych miejscowości odbiornikami są często rowy, drobne cieki, ale też niezbyt rozbudowana kanalizacja. Podobnie jak w przypadku PGW WP, drogowcy nie napotykając na świadomego partnera, swobodnie kształtują przestrzeń, często w niewystarczającym stopniu ograniczając skutki uboczne swoich zamierzeń. Wciąż powszechne jest liczenie systemu odwodnienia drogi wyłącznie na wielkość odpływu z terenu asfaltu, bez uwzględniania spadku terenów wokół drogi położonych, bez sąsiednich posesji, ich dachów, podwórek. Powszechne w opracowaniach wodnych i drogowych jest zaniżanie wielkości miarodajnego opadu do poziomu dawno już nieaktualnej wartości 130 l/s/ha lub podobnego, wynikającego z przestarzałego wzoru Błaszczyka. Problemem jest brak lub nieumiejętne określanie warunków technicznych dla tego typu inwestycji i niekorzystanie z dostępnych lokalnych modeli opadowych czy atlasów opadów miarodajnych. Kuleje także metodyka obliczania retencji zbiornikowej, której wielkość zamiast być oparta o szereg scenariuszy, bazuje tylko na jednym, dla jakiegoś jednego wybranego zdarzenia opadowego, o na przykład 15to minutowym czasie trwania.   A przecież deszcze są różne.

 

 

  1. Określanie warunków realizacji inwestycji na terenach wiejskich

Brak umiejętności określania warunków technicznych dotyczących odwodnienia to problem znacznie szerszy. Masowa i wciąż postępująca urbanizacja terenów wiejskich i podmiejskich skutkuje „eksplozją” systemów odwodnienia w czasie deszczy nawalnych. Uszkodzone rowy, podtopienia w miejscach, gdzie nigdy do nich nie dochodziło, gwałtowny spływ gruntu, zerwane skarpy to tylko niektóre problemy. Jak najprościej i powszechnie podejść zatem do ograniczenia odpływu? Proponuję przyjąć jako zasadę, że 30 mm opadu z powierzchni uszczelnionych musi zostać zagospodarowane na terenie inwestycji w formie zorganizowanej retencji lub przygotowanych miejsc wsiąkania wody do gruntu. W praktyce oznacza to, że każdemu uszczelnionemu terenowi o wymiarach 10 x 10 metrów powinien odpowiadać zbiornik o objętości 3 m3, najlepiej otwarty, w formie naturalnego zagłębienia terenu. Za dużo? Może zatem warto nie uszczelniać terenu?

 

Szansę na dobre działania widzę także w wykreowaniu mody na nieuszczelnione podwórka i zagospodarowanie deszczówki na własnym terenie. Kiedyś wykreowano modę na kostkę parkingową. Czas na zmianę paradygmatu i nową standardy. Stymulować te działania mogą konkursy, promocja dobrych przykładów, edukacja w szkołach czy systemy dofinansowania gminnego.

 

  1. Przekierowanie wód z prywatnych posesji na drogi

Problem nierespektowania zabronionego prawnie zrzutu wód z posesji na tereny sąsiednie jest powszechny. Wystarczy spojrzeć na kierunek spływu wody z podjazdów przy domach. Z ilu z nich woda spływa wprost na drogę? Niestety, dochodzenie praw przez gminę jest mało skuteczne. Wysiłek edukacji należy jednak podejmować, pokazując, jak poprzez zrzut wód na drogę sąsiedzi wzajemnie się zalewają. Tutaj postawiłbym na edukację i kontrolę oraz dialog ze starostwem, które ma wpływ na pozwolenia na budowę. Trzeba jasno powiedzieć: całkowite zagospodarowanie wód opadowych na własnej posesji to bzdura. I co? Przypadki, gdy jest to w pełni możliwe, są bardzo wyjątkowe.

 

  1. Wytyczne techniczne realizacji prac odwodnieniowych, tak by nie szkodziły one środowisku

Takich wytycznych tworzonych przez samorządy po prostu nie ma. Warto by władze lokalne zadbały o to, jak ma wyglądać środowisko, w którym przyszło im gospodarować i jak zatem ma wyglądać  przyszłość gminy. Wytyczne mogą obejmować zakres od zagadnień krajobrazowych, poprzez utrzymanie wód i cieków, przestrzeń w otoczeniu rzek czy wyznaczanie rezerwy na lokalizację koniecznej retencji w krajobrazie, poza ciekami.

 

  1. Nasadzenia i walka z nagrzewaniem się powierzchni

W tym obszarze dzieje się już sporo. Warto zastanowić się, które tereny mogą być przeznaczone pod nasadzenia, warto posadzić drzewa przy przystankach i placach zabaw aby je zacienić, a na dużych powierzchniach utwardzonych wprowadzić wyspy zieleni, nawet z użyciem nowoczesnych systemów nasadzania drzew w terenach zurbanizowanych (skrzynki infiltracyjne, systemy aeracji, systemy kierujące i ograniczające korzenienie się drzew poza określoną strefą). Ławka, huśtawka, ścieżka, skatepark czy staw dopełnią funkcjonalnie zaniedbane przestrzenie publiczne.

 

  1. Nowoczesne i przyjazne dla mieszkańców projektowanie centrów miasteczek i wsi

Z pewnością czeka nas rewolucja w podejściu do rynków i placów miast i miasteczek. Wiele z nich, z użyciem zewnętrznego finansowania, zostało niestety zamienionych na utwardzone pustynie. Dzisiaj trend jest już odwrotny, a mieszkańcy oczekują, że centra ich miejscowości będą miejscami spotkań, rekreacji lub wielofunkcyjnymi przestrzeniami przyjaznymi dla mieszkańców. Bardzo często działania te nie wymagają angażowania wybitnych architektów, choć z pewnością byłoby to dobre. Wystarczy odrobina wyobraźni, gospodarskie oko i podejście z zaangażowaniem. Widziałem tego typu podejście wielokrotnie w samorządach, sądzę więc, że tutaj najszybciej dokonamy pozytywnych zmian. Jeśli nie od rynków miasteczek, zacząć można od terenu otaczającego obiekty gminne, od szkół, kościołów, albo parkingów przy lokalnych sklepach.

 

  1. Dbałość o zachowanie rezerw terenu, zielonej sieci połączeń.

Tereny zieleni i te kluczowe dla zachowania bogactwa i różnorodności otaczającego nas środowiska naturalnego nie mogą być oddzielnymi wyspami. Konieczne jest zadbanie o sieć ich połączeń, od publicznie dostępnych ścieżek i przejść (kłania się tutaj ograniczenie grodzenia przestrzeni) po dbałość o korytarze biologiczne cieków. Wiadomo, drogę najłatwiej puścić wzdłuż potoku. Utrata cennego krajobrazu, wysokiej jakości środowiska, ma jednak swoją cenę. Nie dziwmy się, gdy wraz z decyzją o zniszczeniu koryta cieku lub zabudowie ostatnich fragmentów dzikiej przyrody nastąpi z czasem odpływ wartościowych podatników, płacących lokalnie PIT, a w naszym otoczeniu pojawią się coraz bardziej niszczący środowisko inwestorzy (skoro wolno i jest tanio). Wtedy dalsza degradacja otoczenia spowoduje odpływ turystów. Oczywiście turyści czy mieszkańcy z drogi będą korzystać, obejrzą zaporę na rzece, ucieszą się z nowego mostu, nie przejmując się, że jego przyczółki posadowiono w korycie lub zawężono skarpy rzeki. Z czasem jednak wśród mieszkańców pojawi się zdziwienie lub pretensja: jak to możliwe, że woda spłynęła korytem tak szybko? Dlaczego nas zalało, czemu powódź pojawiła się w tym miejscu? Dlaczego straty są tak duże, a rząd nam nie pomaga? Czy ktoś jednak połączy skutek (powódź) z przyczyną (zawężenie koryt, utrata miejsca dla rozlania się wód powodziowych, wbudowanie cennej infrastruktury w koryta cieków)? Dbanie o przestrzeń dla środowiska jest trudne, wymaga wiedzy, kompetencji, przewidywania przyszłości i codziennej gospodarskiej mądrości.

 

  1. Współpraca międzygminna i „obwarzanków” z miastami

Czy  może raczej – brak tej współpracy? Czy miasta rzeczywiście starają się ograniczyć powodzie, czy tylko walczą ze skutkiem zwiększonego napływu wody od sąsiada, zlokalizowanego wyżej na rzece lub potoku? W rzeczywistości PGW Wody Polskie praktycznie nie są zdolne do realizacji zarządzania zlewnią, czyli terenem zlewni cieków. Zadanie to muszą wziąć na siebie współpracujące z władzą wodną samorządy. Inaczej ostatni w łańcuszku spływu wód zbierze dramatyczne skutki niefrasobliwości tych położonych powyżej, swobodnie zezwalających na zabudowę i uszczelnianie terenu, w tym na pozbywanie się ostatnich miejsc gromadzenia się wód opadowych. Z mojego podwórka: to typowy przykład Prądnika, Rudawy, Dłubni, Serafy – rzek dopływających do Krakowa z terenów ościennych. Dotychczas jedyna odpowiedź na wzmożoną urbanizację to próba budowy na tych ciekach zbiorników retencyjnych. O możliwym negatywnym wpływie tych zbiorników na ich otoczenie, ale i braku możliwości urzeczywistnienia się tych projektów, często przeszacowanych finansowo wobec nikłych efektów, wiele można napisać. Na zbiegu tych pomysłów pojawia się jeszcze często nowy konflikt: pragnienie stworzenia kąpieliska i finansowe wsparcie jedynie dla tzw. suchych zbiorników. Jest to jednak tylko nadbudowa konfliktu opartego na błędnym przekonaniu, że z powodzią należy walczyć w rzece, budując przegrodzenia i zbiorniki. Stara prawda mówi tymczasem, że powódź zaczyna się tam, gdzie spada deszcz.

 

  1. Dbałość o jakość środowiska, w tym wodnego

Jakość wód umieściłem na końcu. Nie dlatego, że to najmniej ważny problem, ale po to, by wybrzmiał on mocno i by pozostał na dłużej w pamięci tych  z Państwa, którzy przeczytali cały  artykuł. Samorząd nie jest bezradny. Wsparty aktywnością mieszkańców może istotnie i skutecznie walczyć z nielegalnymi zrzutami zanieczyszczeń, inwestorami którzy oszczędzają na ochronie środowiska, eksploatując ponad miarę lokalne zasoby. Możliwe jest stymulowanie nasadzeń śródpolnych i zwiększania stref buforowych wokół cieków, by zanieczyszczenia rolnicze nie trafiały tam od razu ze spływem wody z pól.

 

Do jakości dopisałbym także dbanie o możliwie naturalny charakter cieków, bez ich pogłębiania, bez usuwania z nich żwiru, bez zasypywania ich brzegów śmieciami, gruntem i odpadami budowlanymi, albo koszoną trawą, bez nadmiernego regulowania i ograniczania ich przestrzeni. Także w obszarze tych postaw mieści się, niestety,  niezbyt upowszechniona wiedza o Ramowej Dyrektywie Wodnej. Jak na dłoni widać brak rzeczywistej rozmowy i jej celach, a także brak rozumienia tego, jak można na raz zapewnić dynamiczny charakter naturalnych rzek oraz bezpieczeństwo i przestrzeń dla rozwoju miejscowości. Jest wiele przykładów, które pokazują, że jest to możliwe.

 

W tym obszarze, tak, jak  we wszystkich powyższych, aktywni i wspierający dbałość o środowisko mieszkańcy powinni być postrzegani jako sojusznik, a nie przeciwnik samorządu. Siła samorządu tkwi w społeczeństwie obywatelskim. Warto takie postawy budować we własnej gminie – szukając wsparcia wśród ekspertów, a także na własną rękę korzystając z dobrych przykładów i inspiracji. Tych jest na szczęście coraz więcej, a powszechny dostęp do informacji w internecie sprzyja dynamicznej zmianie podejścia, koniecznej wobec szybko postępujących skutków zmian klimatu.

 

Autor: Jacek Zalewski, Wiceprezes firmy RetencjaPL

O autorze:

Inżynier z 20 letnim doświadczeniem w gospodarce wodnej i wsparciu JST. Od lat zaangażowany w promocję zrównoważonego podejścia do zarządzania systemami odwodnienia, planowania skutecznej zielono-niebieskiej infrastruktury i retencji, która nie zagraża dobremu stanowi rzek. Autor wytycznych i katalogów ukierunkowanych na projektowanie miast przyjaznych dla mieszkańców i odpornych na zmiany klimatu. Praktyk z dużym doświadczeniem współpracy z samorządem i przedsiębiorstwami wod.-kan. Więcej na stronie: www.retencja.pl.

(https://www.linkedin.com/in/jacek-zalewski-1a5919127/?originalSubdomain=pl )

Image by wirestock on Freepik

Powrót